„Niszczycielskie mikropęknięcia duchowego kadłuba”

marquee-747Syr 15, 15-20
1 Kor 2, 6-10
Mt 5, 17-37

Jest 25 maja 2002 roku. Samolot pasażerski Boening 747 należący do Chińskich linii lotniczych znika z radarów podczas wznoszenia się na wysokość przelotową. W czasie akcji poszukiwawczej odnaleziono 640 fragmentów maszyny, która rozpadła się w powietrzu. Zginęło 225 osób. W branży lotniczej zapanowała panika – jak to samolot, który był „w pełni swoich sił”, który był regularnie serwisowany, mógł rozpaść się w powietrzu. W czasie skrupulatnego śledztwa wykazano, ze przyczyną oderwania się ogona samolotu były mikropęknięcia – pozostałość po źle wykonanej naprawie, która miała miejsce 22 lata wcześniej. Choć miliony samolotów latają po niebie, ten jeden nie dotarł do celu. Mimo to, wg. raportów, latanie i tak jest jednym z najbezpieczniejszych środków transportu.

marquee-747

            Wyobraźmy sobie zatem, że taki wielki samolot to obraz naszego życia duchowego. Możemy być pewni, że jest on najbezpieczniejszym środkiem transportu. Cel naszej podróży to życie wieczne. Pilot doskonale zna trasę, ponieważ sam już ją przebył. Jest nim sam Jezus Chrystus. Lecimy sobie spokojnie, może nawet bez większych turbulencji. I wydaje się, że wszystko jest ok. Problem może się pojawić wówczas, gdy w naszym życiu pojawiają się takie mikropęknięcia. Niby nic się nie dzieje, przecież nie dopuściłem się grzechu ciężkiego. Wszyscy znamy jego definicję: świadome i dobrowolne wykroczenie przeciwko prawu Bożemu lub kościelnemu w rzeczy ważnej. Możemy sobie pomyśleć, że skoro nie zabiłem, nie ukradłem, nie pożądałem nikogo ani niczego – to jestem zupełnie bezpieczny. Jezus jednak zwraca nam dziś uwagę na coś, czego być może nie widać gołym okiem – na mikropęknięcia.

            22 lata wcześniej pilot, który przesiadł się do nowej, większej maszyny, podczas lądowania zahaczył końcówką ogona o pas startowy. Jak mówią eksperci – to się zdarza, przecież samolot nie ma lusterek wstecznych. Trzeba wówczas ten uszkodzony fragment wyciąć i wstawić nowy. Problem polegał na tym, że obsługa naziemna tego nie zrobiła. „Jest ok, nic się nie stało” – można było usłyszeć. Właśnie to „jest ok” doprowadziło 22 lata później do wielkiej tragedii.

            Co zatem zrobić, aby do podobnej tragedii w naszym życiu nigdy nie doszło? Trzeba wziąć się do roboty i zacząć naprawiać usterki jedna po drugiej. Nie wszystkie naraz, ale stopniowo, po kolei. Od czego zacząć? W ewangelii usłyszeliśmy katalog takich usterek. Wydaje nam się że jest ok, wydaje nam się, że można się gniewać na siebie i być śmiertelnie obrażonym na sąsiada o miedzę, wydaje nam się, że można kogoś obgadywać, przecież od tego nic się nie stanie. Cudzołożyć nie wolno, to przecież wiem, ale tu sobie popatrzę, tam sobie popatrzę, przecież to nie grzech. A ileż to razy zdarzało nam się przysięgać i co? I nic się nie stało. Trzeba nam spojrzeć na nasze duchowe poszycie okiem wykwalifikowanego Eksperta. Tylko On może nam pokazać – zobacz, tutaj jest pęknięcie, tam też. W przyszłości mogą doprowadzić do tragedii. Otwórzmy przed nim drzwi, wystarczy że tylko spojrzy na nasze życie, na nasze codzienne nawyki, na nasze zachowanie, na relację do innych.

            W życiu zdarzają nam się grzechy. Częściej lekkie, czasami ciężkie. Bo choć duch jest w nas ochoczy i mówimy sobie: już więcej tego nie zrobię, to ciało mamy słabe. A zły duch, wyrzucony z tego naszego samolotu w sakramencie pokuty i pojednania, wraca do niego z siedmioma innymi. To jest właśnie to mikropęknięcie. Pewien rodzaj przywiązania do grzechu. Uszkodzenie, które sprawia, że nie czynimy tego co chcemy, ale czynimy to, czego nie chcemy. Czasem nawet mimowolnie.

            Dzisiaj zaczynamy nabożeństwo 40-godzinne. Może to jest właśnie okazja, by poświęcić trochę czasu na przegląd własnego życia. Jeżeli coś nie funkcjonuje tak jak powinno, to lepiej od razu wyciąć ten fragmencik i zapełnić go nowym, świeżym materiałem. Nie wpuszczajmy tam nowych duchów, ale pozwólmy Bogu naprawić to miejsce. Nie odkładajmy tej pracy od jutra, ale zacznijmy już teraz.

            Zobacz. Bóg położył przed Tobą ogień i wodę, położył przed Tobą życie i śmierć – usłyszeliśmy z księgi Syracha. Ty decydujesz, po co wyciągniesz rękę. A św. Paweł dodaje: Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”. Taka jest stawka za tą pracę. Albo zginiesz albo otrzymasz tak wiele, że nawet twoje serce nie potrafi tego ogarnąć, nie mówiąc już o umyśle i wyobraźni.

119163_tereska081008_hp41_54

            Święta Tereska z Lisieux napisała w jednym z listów do współsiostry: Martwiłam się z powodu drobnych rzeczy, z których teraz się śmieję. O! jak dobry jest Pan, że pozwolił wzrosnąć mej duszy, że jej dał skrzydła… Na pewno po jakimś czasie także chwila obecna wyda mi się jeszcze pełna niedoskonałości; ale niczemu już się nie dziwię ani się nie martwię widząc, że jestem samą słabością, przeciwnie, właśnie w niej się chlubię i codziennie spodziewam się odkryć w sobie nowe niedoskonałości. Pamiętając, że miłość zakrywa mnóstwo grzechów, czerpię z tej niezgłębionej kopalni, którą Jezus otworzył przede mną. Święci nie boją się swoich słabości i swoich wad. Święci przyznają się do tego, że nie byli doskonali, że zdarzyło się im upaść. Św. Tereska, młoda dziewczyna, której spowiednik powiedział oświadczam, że nigdy nie popełniłaś żadnego grzechu śmiertelnego doszukuje się w swoim życiu słabości i niedoskonałości. Ale nie po to, by się nimi zamartwiać, by siąść i płakać, ale po to, by nad nimi pracować. By w jej życiu nie było żadnych mikropęknięć. A siłę do tej pracy nad sobą, czerpie z niezgłębionej kopalni, którą Jezus przed nią otworzył.

Dodaj komentarz